Urodziłam życie.
Wyszło krzycząc z moich wnętrznościi żąda ode mnie ofiary z mojego życia
jak bóstwo Azteków.
Pochylam się nad małą kukiełką,
patrzymy na siebie,
czworgiem oczu.
- Nie zwyciężysz mnie - mówię.
Nie będę jajkiem, które rozbijesz
wybiegając na świat,
kładką, po której przejdziesz do własnego życia.
Będę się bronić.
Pochylam się nad małą kukiełką,
spostrzegam
drobny ruch drobnego paluszka,
spostrzegam
drobny ruch drobnego paluszka,
który jeszcze tak niedawno był we mnie,
w którym płynie pod cienką skórą
moja własna krew.
I oto zalewa mnie
wysoka, jasna fala
pokory,
Bezsilna, tonę.
Czy to samą siebie tak wielbię
w owocu swego ciała,
moja własna krew.
I oto zalewa mnie
wysoka, jasna fala
pokory,
Bezsilna, tonę.
Czy to samą siebie tak wielbię
w owocu swego ciała,
czy oddaję się na ofiarę
ludożerczemu bóstwo instynktu?
Skądże wezmę siłę, by się oprzeć
temu, co tak bardzo słabe?
Potrzebna małej kukiełce jak powietrze,
daję się bez oporu połknąć miłości,
jak powietrze daje się połykać
jej drobnym, chciwym żywym płucom.
Anna Świrszczyńska
1 komentarz:
Tak dokładnie jest, choć nie wszystkim jest dane...
Prześlij komentarz