Żyję w mem mieście jak pod szklanym kloszem,
Każdy tak zna mnie, jak sąsiad za miedzą,
Każdy tak zna mnie, jak sąsiad za miedzą,
Co czynię, jakim rozporządzam groszem,
Z kim się zadaję, wszyscy zaraz wiedzą.
Z kim się zadaję, wszyscy zaraz wiedzą.
A więc najbardziej lubię chwilę zmierzchu,
Zanim zapłoną w mieście latarń oczy
I gdy przechodnie mijają się w mroczy,
Jak szare cienie od stóp aż do wierzchu.
Zanim zapłoną w mieście latarń oczy
I gdy przechodnie mijają się w mroczy,
Jak szare cienie od stóp aż do wierzchu.
Wtedy wychodzę na ulicę z domu
I to poczucie radością mię darzy,
Że jestem wreszcie taki sam bez twarzy,
Bezosobisty, nieznany nikomu.
Że w tym spieszącym dokądś, szarym tłumie,
Jestem swej doli taki sam przechodzień,
Jakich tysiące spotykamy co dzień
A dokąd idą nikt zgadnąć nie umie.
Że gdybym nawet rozpłynął się w mroku,
Który mą istność w bezimienność odział,
Nikt nie zapyta się, gdziem się zapodział
I nie wywołam łzy w niczyjem oku.
Henryk Zbierzchowski
3 komentarze:
BBM: I radość zanurzenia się w anonimowości, i żal, że będę zapomniany…człowiek to dziwna istota. Trudno go uszczęśliwić!
Dwoistość natury człowieka, niby jesteśmy stadni, ale każdy potrzebuje odrobiny samotności...
Tak. Gdy jesteśmy samotni tęsknimy za ludźmi, za jakiś czas potrzebujemy ciszy, spokoju....to prawda, że mamy dwoistą naturę, chyba każdy doświadczył tego w swoim żuciu.
Prześlij komentarz