Na antenie TV siedział kos
i śpiewał jazzową, miękką piosenkę.
Kogo żegnasz? - spytałem – Co opłakujesz?
Żegnam tych, co odeszli, powiedział kos,
żegnam dzień (oczy i rzęsy tego dnia),
opłakuję pewną dziewczynę, która żyła w Tracji
- nie mogłeś jej znać.
Żal mi wikliny, którą zabije mróz.
Płaczę, bo wszystko przemija i przemienia się
i powraca, lecz nigdy w tej samej postaci.
Moje wąskie gardło ledwie mieści
smutek, rozpacz, radość i dumę
z powodu tak radykalnej metamorfozy.
Orszak żałobny przesuwa się przede mną
co wieczór tak samo, o tam, na nitce horyzontu.
Wszyscy tam idą, wszystkich oglądam i żegnam.
Widzę szable i kapelusze, chustki, bose stopy,
armaty, krew i atrament. Idą powoli
i znikają w nadrzecznej mgle, po prawej stronie.
Żegnam ich i ciebie i światło,
a potem witam noc, bo nocy służę,
czarnym jedwabiom, czarnym mocom.
z tomu „Ziemia ognista”, 1994
Louis Armstrong & Ella Fitzgerald
2 komentarze:
Ależ to ładny wiersz i ta trąbka☺...
Kos śpiewał pożegnalną - jazzową piosenkę.... to smutny wiersz jednego z moich b. lubianych poetów i smutny b. popularny, jazzowy utwór grany i śpiewany przez Armstronga i Ellę Fitzgerald. Nie zastanawiałam się jak zestawienie ich razem odbierają potencjalni czytelnicy.... Niepotrzebna ta drwina.
Prześlij komentarz