Pochodził ze starego rodu żmudzkiego, osiadłego w Warszawie w XVIII w. Jego dziadek mówił jeszcze po litewsku i służył w armii Napoleona.Był
egzaltowanym młodzieńcem, rozmiłowanym w romantycznej przeszłości
Polski. Zagłębiony w książkach, interesował się teatrem, spędzał wieczory
na lekturze wieszczów.
W roku 1967 starszy brat, Zygmunt, wspominał na łamach Tygodnika
Powszechnego: "Książki, sztychy, obrazki - to był świat, w którym Leszek
żył i czuł się chyba najlepiej.
Poeta po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. był jednym z założycieli poetyckiej grupySkamander.Artystyczno-literackie towarzystwo otoczone uwielbieniem urzędowałoprzy stoliku na pięterku kawiarni "Ziemiańska"Jan Lechoń stał się ulubieńcem bywalców lokalu , a następnie salonów w Polsce.
W czasie II wojny światowej wraz z Tuwimem wielkim swoim przyjacielem znalazł się w Nowym Jorku, gdzie z wielką pedanterią wszystkie te zaszczyty "światowości" pielęgnował na Emigracji, najpierw w Paryżu, a później w Nowym Jorku.
Przyjaźń poetów trwająca ćwierć wieku zakłóciła i całkowicie poróżniła . ideologia - Lechoń, nie chciał wracać do rządzonej przez komunistów ojczyzny, Tuwim wybrał odmienną drogę.
- Ostatnia rozmowa Lechonia z Tuwimem odbyła się 22 maja 1952. Niespełna miesiąc później Lechoń napisał dramatyczny list do swojego przyjaciela, w którym zerwał swoją przyjaźń. Zdawał się się jednak rozumieć dramat wyborów Tuwima, żałowałgo i nigdy otwarcie nie potępił. Po śmierci przyjaciela , napisał - bolesny i
wzruszający wiersz:
* * *Widzę włosy Twe siwe i twarz Twoją ostrą,
I rękę, co jak wiosło odbija od jawy.
Snujesz oto się nocą, nieszczęsny Cagliostro,
Pustymi ulicami nie Twojej Warszawy.
Od wichury wieczności porwanymi zmysły
Chcesz wchłonąć z nowych ulic czas zmarłych zapachów,
Wśród świateł nowych latarń, co na nich rozbłysły.Wznosisz wzrokiem szalonym cienie dawnych gmachów.I płaczesz, bo deszcz, słyszysz, ciecze z starej rynny,
I sam jeszcze nie wierząc, że nikt Ci nie wzbroni -
Wyciągasz dłoń swą w mroku, przestępco niewinny,
Do podanej z daleka znowu bratniej dłoni.
Większość życia spędził w Nowym Jorku .Tęsknił za Polską. Cierpiał na zaburzenia psychiczne, popadał często w depresję.. 8 czerwca 1956 roku w Nowym Jorku popełnił samobójstwo do dziś okryte tajemnicą, bo do końca pisał świetne utwory i nic nie wskazywało na krok ostateczny. Zostawił po sobie niezwykle interesujące „Dzienniki“. Ostatni w nich zapis pochodzi z 30 maja, na kilka dni przed śmiercią, a w nim ta znamienna myśl:
Pochodził ze starego rodu żmudzkiego, osiadłego w Warszawie w XVIII w. Jego dziadek mówił jeszcze po litewsku i służył w armii Napoleona.
Był
egzaltowanym młodzieńcem, rozmiłowanym w romantycznej przeszłości
Polski. Zagłębiony w książkach, interesował się teatrem, spędzał wieczory
na lekturze wieszczów.
W roku 1967 starszy brat, Zygmunt, wspominał na łamach Tygodnika
Powszechnego: "Książki, sztychy, obrazki - to był świat, w którym Leszek
żył i czuł się chyba najlepiej.
egzaltowanym młodzieńcem, rozmiłowanym w romantycznej przeszłości
Polski. Zagłębiony w książkach, interesował się teatrem, spędzał wieczory
na lekturze wieszczów.
W roku 1967 starszy brat, Zygmunt, wspominał na łamach Tygodnika
Powszechnego: "Książki, sztychy, obrazki - to był świat, w którym Leszek
żył i czuł się chyba najlepiej.
Poeta po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. był jednym z założycieli poetyckiej grupy
Skamander.
Artystyczno-literackie towarzystwo otoczone uwielbieniem urzędowało
przy stoliku na pięterku kawiarni "Ziemiańska"
Jan Lechoń stał się ulubieńcem bywalców lokalu , a następnie salonów w Polsce.
W czasie II wojny światowej wraz z Tuwimem wielkim swoim przyjacielem znalazł się w Nowym Jorku, gdzie z wielką pedanterią wszystkie te zaszczyty "światowości"
pielęgnował na Emigracji, najpierw w Paryżu, a później w Nowym Jorku.
Przyjaźń poetów trwająca ćwierć wieku zakłóciła i całkowicie poróżniła .
ideologia - Lechoń, nie chciał wracać do rządzonej przez komunistów ojczyzny, Tuwim wybrał odmienną drogę.
- Ostatnia rozmowa Lechonia z Tuwimem odbyła się 22 maja 1952.
Niespełna miesiąc później Lechoń napisał dramatyczny list do swojego przyjaciela, w którym zerwał swoją przyjaźń.
Zdawał się się jednak rozumieć dramat wyborów Tuwima, żałował
go i nigdy otwarcie nie potępił. Po śmierci przyjaciela , napisał - bolesny iwzruszający wiersz:
* * *
Widzę włosy Twe siwe i twarz Twoją ostrą,
I rękę, co jak wiosło odbija od jawy.
Snujesz oto się nocą, nieszczęsny Cagliostro,
Pustymi ulicami nie Twojej Warszawy.
Od wichury wieczności porwanymi zmysły
Chcesz wchłonąć z nowych ulic czas zmarłych zapachów,
Wśród świateł nowych latarń, co na nich rozbłysły.
I rękę, co jak wiosło odbija od jawy.
Snujesz oto się nocą, nieszczęsny Cagliostro,
Pustymi ulicami nie Twojej Warszawy.
Od wichury wieczności porwanymi zmysły
Chcesz wchłonąć z nowych ulic czas zmarłych zapachów,
Wśród świateł nowych latarń, co na nich rozbłysły.
Wznosisz wzrokiem szalonym cienie dawnych gmachów.
I płaczesz, bo deszcz, słyszysz, ciecze z starej rynny,
I sam jeszcze nie wierząc, że nikt Ci nie wzbroni -
Wyciągasz dłoń swą w mroku, przestępco niewinny,
Do podanej z daleka znowu bratniej dłoni.
I sam jeszcze nie wierząc, że nikt Ci nie wzbroni -
Wyciągasz dłoń swą w mroku, przestępco niewinny,
Do podanej z daleka znowu bratniej dłoni.
Większość życia spędził w Nowym Jorku .Tęsknił za Polską. Cierpiał na zaburzenia psychiczne, popadał często w depresję.. 8 czerwca 1956 roku w Nowym Jorku popełnił samobójstwo do dziś okryte tajemnicą, bo do końca pisał świetne utwory i nic nie wskazywało na krok ostateczny. Zostawił po sobie niezwykle interesujące „Dzienniki“. Ostatni w nich zapis pochodzi z 30 maja, na kilka dni przed śmiercią, a w nim ta znamienna myśl:
„Można zawsze znaleźć w swej inteligencji, woli, sercu coś co pomoże nam w walce z życiem, z ludźmi. Ale na walkę z sobą – jest tylko modlitwa.”
Niestety, z biegiem czasu nawiedzały Poetę coraz silniejsze stany depresyjne; będąc pod stałą opieka lekarzy, uczęszczał na seanse psychiatryczne i był leczony "zielonymi pigułkami", których składu możemy się tylko domyślać.
Do pogłębiających się załamań psychicznych doprowadzała go świadomość niemożności kontrolowania swojej sfery intymnej, co było przyczyną wielu dramatycznych sytuacji i stałego konfliktu uczuciowego.
Z przyjacielem, a zarazem partnerem życiowym łączył go głęboki związek uczuciowy , trwający aż do śmierci
W Dzienniku pod datą 2 V 1951 jest taki zapis:
"Jest to uczucie weszłe mi już w krew, wysublimowane do szczytów idealizmu i poświęcenia, a ukrywające na dnie piekło miłości."
* * *
Jest mi dzisiaj źle bardzo, jest mi bardzo smutno,
Myśli mam zwiędłe, chore, jak kwiaty na grobie,
Za oknem wisi niebo niby szare płótno.
Nie mogę cię dziś kochać i myśleć o tobie.
Myśli mam zwiędłe, chore, jak kwiaty na grobie,
Za oknem wisi niebo niby szare płótno.
Nie mogę cię dziś kochać i myśleć o tobie.
Między nami jest przepaść, przepaść niezgłębiona,
I choćbyśmy wykochać po brzeg dusze chcieli,
To wszystko, co nas łączy, jest miłość szalona,
A wszystko, co jest prawdą, na wieki nas dzieli.
I choćbyśmy wykochać po brzeg dusze chcieli,
To wszystko, co nas łączy, jest miłość szalona,
A wszystko, co jest prawdą, na wieki nas dzieli.
Wiem teraz: to jest jasne jak słonce na niebie,
I musi skonać serce pod ciężką żałobą,
Bo nigdy cię nie wezmę na wieczność dla siebie.
Ty nigdy mną nie będziesz, a ja nigdy tobą.
I musi skonać serce pod ciężką żałobą,
Bo nigdy cię nie wezmę na wieczność dla siebie.
Ty nigdy mną nie będziesz, a ja nigdy tobą.
.
6 czerwca j1956r. jego życie dobiegło do ostatecznego końca na bruku ulicy przy hotelu Henry Hudson w Nowym Jorku.
Śmierć zwyciężyła życie! Zakończyła się walka pomiędzy aniołami,
pomiędzy demonami...człowieka o beznadziejnie skomplikowanym życiu
osobistym -
Jego przyjaciel Stanisław Baliński pożegnał Lechonia wierszem
* * *
Nie dla ciebie ojczyzny własne ani cudze
Mój zagubiony Leszku, biedny emigrancie,
Swoi są tam dla swoich, obcy tu - dla obcych,
Stoisz sam w nowojorskim mieszkaniu i słuchasz
Moniuszkowskiej nostalgii, zaklętej w kurancie,
Który cię już pocieszyć nie może... Wybiegasz!
Swoi są tam dla swoich, obcy tu - dla obcych,
Stoisz sam w nowojorskim mieszkaniu i słuchasz
Moniuszkowskiej nostalgii, zaklętej w kurancie,
Który cię już pocieszyć nie może... Wybiegasz!
Jak ty się śpieszysz, Leszku. Zabrakło ci celu
Prócz drogi do jakiegoś obcego hotelu,
Wszystkie lęki się zbiegły, wróżby, przepowiednie -
Biegniesz teraz po schodach, nie tęsknisz, nie płaczesz...
Leszku, uważaj Leszku, bo za tobą biegnie
Twój cień w starym żakiecie, dopadł cię u szczytu
Dotyka twoich ramion, woła: "Skacz"...
I skaczesz.
Prócz drogi do jakiegoś obcego hotelu,
Wszystkie lęki się zbiegły, wróżby, przepowiednie -
Biegniesz teraz po schodach, nie tęsknisz, nie płaczesz...
Leszku, uważaj Leszku, bo za tobą biegnie
Twój cień w starym żakiecie, dopadł cię u szczytu
Dotyka twoich ramion, woła: "Skacz"...
I skaczesz.
Są skoki w dół finalne, na bruk i kamienie,
Są skoki w górę lekkie, jak obłok i cienie,
Są także skoki w przeszłość. I ty właśnie, Leszku,
Skoczyłeś w śpiewną przeszłość, w sam środek wieczoru,
Są skoki w górę lekkie, jak obłok i cienie,
Są także skoki w przeszłość. I ty właśnie, Leszku,
Skoczyłeś w śpiewną przeszłość, w sam środek wieczoru,
W salę z czwartego aktu ze Strasznego dworu.
Pan Miecznik wznosi kielich, młodzież krzyczy "hura"
i płyną w takt na zawsze polskiego mazura.
Patrzysz, Leszku, zdumiony. Za oknami sanna,
A tu wstążki, kontusze, złociste łuczywa,
Operowe lampiony w barwach pomarańczy
Pan Miecznik wznosi kielich, młodzież krzyczy "hura"
i płyną w takt na zawsze polskiego mazura.
Patrzysz, Leszku, zdumiony. Za oknami sanna,
A tu wstążki, kontusze, złociste łuczywa,
Operowe lampiony w barwach pomarańczy
I biegnąca do ciebie melodia, jak panna,
Wyciąga obie ręce, woła : "Tańcz"...
I tańczysz
Już nigdy do ojczyzny nie powrócił. Tęsknota i trwoga przed wizją samotnej śmierci na wygnaniu, na obcej ziemi go nie opuszczały. .
* * *
Droga Warszawo mojej młodości,
W której się dla mnie zamykał świat!
Chcę choć na chwilę ujrzeć w ciemności
Dobrej przeszłości
Popiół i kwiat.
Zanim mnie owa ciemność pochłonie,
Twoich ogrodów chcę poczuć woń.
Niechaj Twych ulic wiatr mnie owionie,
Połóż Twe dłonie
Na moją skroń!
Jak kiedyś zapach bzowych gałązek
Wśród kropli rosy i słońca lśnień,
Tak inny z Tobą marzę dziś związek:
Dobrej przeszłości
Popiół i kwiat.
Zanim mnie owa ciemność pochłonie,
Twoich ogrodów chcę poczuć woń.
Niechaj Twych ulic wiatr mnie owionie,
Połóż Twe dłonie
Na moją skroń!
Jak kiedyś zapach bzowych gałązek
Wśród kropli rosy i słońca lśnień,
Tak inny z Tobą marzę dziś związek:
Starych Powązek
Głęboki cień.
Marzę, że Ty mi zamkniesz powieki,
Lecz choćbym z ciężkich nie wrócił prób,
Będę Ci wierny, wierny na wieki
Aż po daleki
Wygnańczy grób.
Głęboki cień.
Marzę, że Ty mi zamkniesz powieki,
Lecz choćbym z ciężkich nie wrócił prób,
Będę Ci wierny, wierny na wieki
Aż po daleki
Wygnańczy grób.
W 1991 prochy poety ekshumowano z cmentarza Calvary w Queens w Nowym Jorku i pochowano na Cmentarzu Leśnym w Laskach we wspólnym rodzinnym grobie wraz z rodzicami Władysławem i Marią Serafinowiczami
Przyjaźnie nawiązane jeszcze w młodości, za czasów Skamandrytów,
przetrwały długie lata, szczególnie z Kazimierzem Wierzyńskim, który
pozostał mu wierny przez 37 lat, a w Nowym Jorku otaczał go szczególną
troską, a w końcu zajął się jego pogrzebem.
JAN LECHOŃ
Hymn Polaków na obczyźnie
Jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie,
Wszystkie me siły jej składam w ofierze
Na całe życie, które wziąłem z Ciebie,
Cały do Ciebie, Ojczyzno, należę.
Twych wielkich mężów przykład doskonały,
Twych bohaterów wielbię święte kości,
Wierzę w Twą przyszłość pełną wielkiej chwały,
Potęgi, dobra i sprawiedliwości.
Wiem, że nie ucisk i chciwe podboje,
Lecz wolność ludów szła pod Twoim znakiem,
Ze nie ma dziejów piękniejszych niż Twoje
I większej chluby niźli być Polakiem.
Jestem jak żołnierz na wszystko gotowy
I jak w Ojczyźnie, tak i w obcym kraju
Czuwam i strzegę skarbu polskiej mowy,
Polskiego ducha, polskiego zwyczaju.
Z narodem polskim na zawsze związany
O każdej chwili to samo z nim czuję,
Do wspólnej wielkiej przyszłości wezwany
Wszystkim Polakom braterstwo ślubuję.
NOKKTURN
(mój ulubiony wiersz Jana Lechonia)
Cóż ja jestem? Liść tylko, liść, co z drzewa
leci.
Com czynił - wszystko było pisane na wodzie.
Liść jestem, co spadł z drzewa w dalekim ogrodzie,
Wiatr niesie go aleją, w której księżyc świeci.
Jednego pragnę dzisiaj: was, zimne powiewy!
Wiec nieś mnie, wietrze chłodny, nie pytając po co,
Pomiędzy stare ścieżki, zapomniane krzewy,
Które wszystkie rozpoznam i odnajdę nocą.
W ostatniej woni lata, w powiewie jesieni
Niech padnę pod strzaskany ganek kolumnowy,
By ujrzeć te, com widział, podniesione głowy
Wśród teraz pochylonych, zamyślonych cieni.
Uciszaj, srebrna nocy, całą ziemię śpiewną!
A ja padnę na trawę wilgotną od rosy,
Lub będę muskał cicho niegdyś złote włosy,
Których dziś już koloru nie poznałbym pewno.
Jan Lechoń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz