umyła okna
bo takie piękne słońce.
Dziś utknęła z dziećmi
na jakimś nieznanym dworcu.
Inna bała się rodzić
samotnie na ostatnim piętrze.
Dziś urodziła przy obcych
gdzieś tam na stacji metra.
Z plecakiem pełnym goryczy
i z kotem w torbie na brzuchu
błąkała się cztery doby
bez czapki i bez kożucha.
Ciężkie jak los walizki
bez żalu porzucają przy drodze
z nadzieją, że im i dzieciom
ktoś z dobrym sercem pomoże.
bo takie piękne słońce.
Dziś utknęła z dziećmi
na jakimś nieznanym dworcu.
Inna bała się rodzić
samotnie na ostatnim piętrze.
Dziś urodziła przy obcych
gdzieś tam na stacji metra.
Z plecakiem pełnym goryczy
i z kotem w torbie na brzuchu
błąkała się cztery doby
bez czapki i bez kożucha.
Ciężkie jak los walizki
bez żalu porzucają przy drodze
z nadzieją, że im i dzieciom
ktoś z dobrym sercem pomoże.
Dziewczyny, matki, staruszki
przed wojną szukają schronienia
a łez pełne ich oczy
wzruszają ludzkie sumienia...
przed wojną szukają schronienia
a łez pełne ich oczy
wzruszają ludzkie sumienia...
2 komentarze:
Och, Donko, zaszczyt to dla mnie wielki, dziękuję:-)
Dajmy spokój z zaszczytami Jotko, bo mogę Ci odpowiedzieć tak samo.
Wiersz świetny, bardzo prawdziwy, chciałam go mieć w blogu.... oby kiedyś wszystko o czym piszesz było tylko wspomnieniem.
Dziękuje Ci, pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz