Pamięci tych, którzy odeszli
z domu mego dzieciństwa
Rodzice moi i moich rówieśników
sąsiedzi, którym należało się
kłaniać na korytarzu i schodach
moje koleżanki i koledzy
z tej pierwszej szkoły
którą pamięta się najlepiej
i najczulej wspomina
mój starszy brat i jego koledzy.
Wszyscy, których czas zatrzymał
na tej małej, pożółkłej fotografii
patrzą i śmieją się wciąż tak samo
chociaż z tego domu
już dawno odeszli.
Najpierw odszedł Franciszek z parteru
pozostawił żonę i pięcioro dzieci
nie dożył nawet czterdziestu lat.
Jeden z jego synów, Zdzisław, został
po latach zaszlachtowany nożem
w swoim rodzinnym domu
przez pijanego teścia, który po tej zbrodni
położył się spać w sąsiednim pokoju
jakby nic szczególnego się nie stało.
Zdzichu nie miał nawet trzydziestki
i jak swój ojciec pozostawił żonę
i maleńkie dzieci.
Na drugim piętrze mieszkała
młoda i bardzo piękna para
Tadeusz i Lusia. Umówili się
że spotkają się na tym drugim świecie
bardzo szybko i tak też zrobili
dotrzymali danego sobie
w miłości słowa.
Tadeusz i Lusia. Umówili się
że spotkają się na tym drugim świecie
bardzo szybko i tak też zrobili
dotrzymali danego sobie
w miłości słowa.
Potem odchodzili kolejno
Antoni, jego matka Aniela
Justyna – żona Franciszka
Czesław, któremu serce pękło
kiedy kwiaty w ogrodzie podlewał
Janek – mój kolega, który wyskoczył
z pociągu, zbyt późno jednak
aby dotrzeć na czas do swojej rodziny
pobiegł więc prosto na cmentarz
a za nim jego młodszy brat Marek
który po pijanemu spadł z rusztowania
i nie dokończył rozpoczętej budowy
rodzinnego domu.
Wkrótce dołączył do nich
ich ojciec Stefan.
Justyna – żona Franciszka
Czesław, któremu serce pękło
kiedy kwiaty w ogrodzie podlewał
Janek – mój kolega, który wyskoczył
z pociągu, zbyt późno jednak
aby dotrzeć na czas do swojej rodziny
pobiegł więc prosto na cmentarz
a za nim jego młodszy brat Marek
który po pijanemu spadł z rusztowania
i nie dokończył rozpoczętej budowy
rodzinnego domu.
Wkrótce dołączył do nich
ich ojciec Stefan.
Franciszek – mój ojciec – bardzo lubił
spacery. Na ostatni odszedł pewnego
pięknego, słonecznego poranka.
Moja matka trzymała go wtedy za rękę
a on, nic nie mówiąc, uśmiechnął się
tylko i zniknął za zakrętem.
Wczoraj odeszła Janina. Była cicha
i skromna, tak też cicho, bez rozgłosu
odeszła. Grube czarne litery, poskładane
w jej imię, nazwisko i wiek, przypominają
na drzwiach domu, że tu właśnie żyła
i pozostawiła w żalu i smutku wszystkich
swoich znajomych i bliskich.
Następna będę ja – powiedziała dzisiaj
moja matka – lokatorka domu
przy Kopernika 11 od 58 lat.
przy Kopernika 11 od 58 lat.
4 komentarze:
Same dramatyczne odejścia tylko młodych ludzi. To budzi mój sprzeciw , niezgodę, choć wiem przecież, że los bywa nieprzewidywalny i trudno mieć do niego pretensję o logikę... ;(
Przygnebiająca kronika śmierci...
Cóż począć...
Życie.
donka pisze...
To bardzo osobisty Wiersz autora, z prawdziwymi imionami jego bohaterów
i okolicznościami Ich odejścia.
Masz rację JoAnno I.- ŻYĆIĘ.
Prześlij komentarz