Drzewa widzą
i słyszą wiele
Wchłaniają w siebie zakrywają
Ale nawet gdy szumią –
Milczą
Nie opowiadają o tym czego
Były świadkami
Nie mówią
Ani o rzeczach wspaniałych co
W ich cieniu się działy
Ani o strasznych –
Pną się do światła
Jak my słońca są spragnione
W ciemnościach zamierają
Wysychają od brutalności
I milczą – zawsze milczą
Cieniem tajemniczym otulają
Zacierają równo ślady
Miłości i zbrodni –
... także w Auschwitz
Rosły pięły się ku niebu
Wchłaniały w siebie
I krzyk i ogień i dym
I uparcie milczały –
A ja
Gdy mnie wśród nich prowadzono
Odnajdywałam w nich znak życia
Dowód istnienia
Mnie wzbronionego
Wpatrywałam się w drzewa
Wdychałam ich zapach zmieszany
Z zapachem palonych ludzi
Przekazywałam im oczyma moje pragnienia
Mój krzyk o życie
O wiarę
Że ono będzie i dla mnie
Możliwe
Modliłam się o zachowanie śladów
Że byłam kiedyś na tym świecie...
Wielu jak ja spowiadało się tu drzewom
Błagało o pamięć
Pragnęło wspiąć się na ich wierzchołki
By odlecieć
Ich ślady zaginęły zatarte
Rozwiane
A drzewa to wszystko widziały słyszały
I swym zwyczajem
Rosły zieleniły się – i milczały
Nie płakały nad ludzką męką –
A może śmiały się tam?
Upiły się zapachem palonych ludzi
Piekielnym czarem zaczarowane?
I stały się czymś innym
Niż dotąd były?
One ciągle milczą –
Mnie małej dane było przeżyć
By opowiedzieć
O nazistowskich niemieckich potworach
O ludziach, o drzewach-świadkach
O ich niezmiennym milczeniu
Wobec każdego widoku
Wobec każdego zdarzenia
Jednak
Kochałam i kocham drzewa
Ich cieniom powierzam
Mój ból tęsknotę marzenia –
W ich szumie jednoczę się
Z moimi Bliskimi
Straconymi
Ze światem
Który kiedyś istniał
I został zburzony
I ja w nim – My
W tej podniosłej ciszy drzew
W ich niepoprawnym tajemnym milczeniu
Wtedy była nadzieja
A dziś jest
Ukojenie
1998
Wchłaniają w siebie zakrywają
Ale nawet gdy szumią –
Milczą
Nie opowiadają o tym czego
Były świadkami
Nie mówią
Ani o rzeczach wspaniałych co
W ich cieniu się działy
Ani o strasznych –
Pną się do światła
Jak my słońca są spragnione
W ciemnościach zamierają
Wysychają od brutalności
I milczą – zawsze milczą
Cieniem tajemniczym otulają
Zacierają równo ślady
Miłości i zbrodni –
... także w Auschwitz
Rosły pięły się ku niebu
Wchłaniały w siebie
I krzyk i ogień i dym
I uparcie milczały –
A ja
Gdy mnie wśród nich prowadzono
Odnajdywałam w nich znak życia
Dowód istnienia
Mnie wzbronionego
Wpatrywałam się w drzewa
Wdychałam ich zapach zmieszany
Z zapachem palonych ludzi
Przekazywałam im oczyma moje pragnienia
Mój krzyk o życie
O wiarę
Że ono będzie i dla mnie
Możliwe
Modliłam się o zachowanie śladów
Że byłam kiedyś na tym świecie...
Wielu jak ja spowiadało się tu drzewom
Błagało o pamięć
Pragnęło wspiąć się na ich wierzchołki
By odlecieć
Ich ślady zaginęły zatarte
Rozwiane
A drzewa to wszystko widziały słyszały
I swym zwyczajem
Rosły zieleniły się – i milczały
Nie płakały nad ludzką męką –
A może śmiały się tam?
Upiły się zapachem palonych ludzi
Piekielnym czarem zaczarowane?
I stały się czymś innym
Niż dotąd były?
One ciągle milczą –
Mnie małej dane było przeżyć
By opowiedzieć
O nazistowskich niemieckich potworach
O ludziach, o drzewach-świadkach
O ich niezmiennym milczeniu
Wobec każdego widoku
Wobec każdego zdarzenia
Jednak
Kochałam i kocham drzewa
Ich cieniom powierzam
Mój ból tęsknotę marzenia –
W ich szumie jednoczę się
Z moimi Bliskimi
Straconymi
Ze światem
Który kiedyś istniał
I został zburzony
I ja w nim – My
W tej podniosłej ciszy drzew
W ich niepoprawnym tajemnym milczeniu
Wtedy była nadzieja
A dziś jest
Ukojenie
1998
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz