Ferdinand Hodler |
Zbyt stary żeby nosić broń i walczyć jak inni
wyznaczono
mi z łaski poślednią rolę kronikarza
zapisuję
nie wiadomo dla kogo dzieje oblężenia
mam
być dokładny lecz nie wiem kiedy zaczął się najazd
przed
dwustu laty w grudniu wrześniu może wczoraj o świcie
wszyscy
chorują tutaj na zanik poczucia czasu
pozostało
nam tylko miejsce przywiązania do miejsca
jeszcze
dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
jeśli
stracimy ruiny nie pozostanie nic
piszę
tak jak potrafię w rytmie nieskończonych tygodni
poniedziałek:
magazyny puste jednostką obiegową stał się szczur
wtorek:
burmistrz zamordowany przez niewiadomych sprawców
środa:
rozmowy o zawieszeniu broni nieprzyjaciel internował posłów
nie
znamy ich miejsca pobytu to znaczy miejsca kaźni
czwartek:
po burzliwym zebraniu odrzucono większością głosów
wniosek
kupców korzennych o bezwarunkowej kapitulacji
piątek:
początek dżumy sobota: popełnił samobójstwo
N.N.
niezłomny obrońca niedziela: nie ma wody odparliśmy
szturm
przy bramie wschodniej zwanej Bramą Przymierza
wiem
monotonne to wszystko nikogo nie zdoła poruszyć
unikam
komentarzy emocje trzymam w karbach piszę o faktach
podobno
tylko one cenione są na obcych rynkach
ale
z niejaką dumą pragnę donieść światu
że
wyhodowaliśmy dzięki wojnie nową odmianę dzieci
nasze
dzieci nie lubią bajek bawią się w zabijanie
na
jawie i we śnie marzą o zupie chlebie i kości
zupełnie
jak psy i koty
wieczorem
lubię wędrować po rubieżach Miasta
wzdłuż
granic naszej niepewnej wolności
patrzę
z góry na mrowie wojsk ich światła
słucham
hałasu bębnów barbarzyńskich wrzasków
doprawdy
niepojęte że Miasto jeszcze się broni
oblężenie
trwa długo wrogowie muszą się zmieniać
nic
ich nie łączy poza pragnieniem naszej zagłady
Goci
Tatarzy Szwedzi hufce Cesarza pułki Przemienienia Pańskiego
kto
ich policzy
kolory
sztandarów zmieniają się jak las na horyzoncie
od
delikatnej ptasiej żółci na wiosnę przez zieleń czerwień do zimowej czerni
tedy
wieczorem uwolniony od faktów mogę pomyśleć
o
sprawach dawnych dalekich na przykład o naszych
sprzymierzeńcach
za morzem wiem współczują szczerze
ślą
mąkę worki otuchy tłuszcz i dobre rady
nie
wiedzą nawet że nas zdradzili ich ojcowie
nasi
byli alianci z czasów drugiej Apokalipsy
synowie
są bez winy zasługują na wdzięczność więc jesteśmy wdzięczni
nie
przeżyli długiego jak wieczność oblężenia
ci
których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni
obrońcy
Dalajlamy Kurdowie afgańscy górale
teraz
kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody
zdobyli
pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych
zwykłe
wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą
cmentarze
rosną maleje liczba obrońców
ale
obrona trwa i będzie trwała do końca
i
jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on
będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on
będzie Miasto
patrzymy
w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci
najgorszą
ze wszystkich twarz zdrady
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz