Stanisław Antoni Grochowiak, pseudonim
„Kain” Poeta, prozaik, dramatopisarz, publicysta. Urodził się 21 stycznia 1934
w Lesznie Wielkopolskim, zmarł 2 września 1976 w Warszawie.
Godziny przy piórze – one leczą
rany.
Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie.
Zwierzęta domowe śpią ufnie przy twoich stopach.
A płomień świecy
Nieruchomieje jak miecz czuwający.
Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie.
Zwierzęta domowe śpią ufnie przy twoich stopach.
A płomień świecy
Nieruchomieje jak miecz czuwający.
Wszystko, co wokół – krzesła,
książki, kwiaty
Ubierają się w odświętność, powagę i czoła
Wysokie. I oto – nikczemny –
Twarzą stajesz wobec świata, jak glob naprzeciw globu.
Ubierają się w odświętność, powagę i czoła
Wysokie. I oto – nikczemny –
Twarzą stajesz wobec świata, jak glob naprzeciw globu.
Oto wiesz na pewno: za twoją kotarą
Jest tylko ściana, nie ma Poloniuszy.
Oto czujesz bezpiecznie: w środku twojej dumy
Nie zagości karzeł, ani też pochlebca.
Oto szepczesz zaledwie,
Układając zgłoski –
A słyszysz: księżyc dźwiękiem odpowiada.
Jest tylko ściana, nie ma Poloniuszy.
Oto czujesz bezpiecznie: w środku twojej dumy
Nie zagości karzeł, ani też pochlebca.
Oto szepczesz zaledwie,
Układając zgłoski –
A słyszysz: księżyc dźwiękiem odpowiada.
Godziny przy piórze – one leczą
rany.
One też wstrzymują od ran zadawania.
Patrz: podniosłeś usta, by odpluć obelgę,
A stoisz – niby dziecko –
Z usty zdumionymi
One też wstrzymują od ran zadawania.
Patrz: podniosłeś usta, by odpluć obelgę,
A stoisz – niby dziecko –
Z usty zdumionymi
Catrin Welz |
"Zejście"
Byle do wiosny
A wiosna?
Gdzie ona?
Więc schodzę w siebie po kamiennych stopniach
Ze soplem w dłoni jak mieczem lub lampą
Której nie zgaszą
Podmuchy tych pustek
Kto z nas nie schodzi w kopalnie dzieciństwa?
Kto z nas nie błądzi światłem po tych ścianach
Gdzie w czarnych rzeźbach węgla kamiennego
Pełno odcisków
Paproci
I zwierząt
Tu ptak wiosenny - z której wiosny? - zastygł
Tu pocałunek - nieśmiały czy grzeszny?
Tu własna postać
Rozpięta w podskoku
Do czarnej wiśni na węgielnym drzewie
Byle do wiosny
Więc dalej w pokłady
na dno dzieciństwa gdzie nagle - za rogiem
Jest tylko echo
I szum nietoperzy
Jakby ktoś miotał kule czarnej wełny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz