Daniel F. Gerhartz 1965
|
Raz byłem u niej: z
kotkiem na ręce
Siedziała w oknie w białej
sukience
I paluszkami drażniła
kotka:
Pieszczotka!
I wkoło twarzy dziewczęcia
białej,
Zarumienionej, loczki się
chwiały
I uśmiechały się oczka
czarne
Figlarne.
Siedzę i czekam godzinę
całą,
By dziewczę z kotkiem
igrać przestało
l pogadało kilka słów ze
mną...
Daremno!
Ani mnie widzi, ani mnie
słyszy,
Kotek jej rączkę chwyta
jak myszy,
Czasem zadrapie. Ona to
woli -
Choć boli.
Więc rzekłem sobie:
jeszcze za wcześnie
Pukać w serduszko, co leży
we śnie,
l unikałem dzieweczki
białej
Rok cały.
Kiedym powrócił, znów w
tym pokoju,
Przy tym okienku pełnym
powoju,
Bluszczów, siedziała moja
pieszczotka
Bez kotka.
Lecz czegoś dziwnie
zmieszana była,
Oczy ku ziemi wstydna
spuściła
I zrumienila się jak
jabłuszka
Po uszka.
Byłem pewniutki, że z mej
przyczyny...
Wtem wiatr firanek ruszył
muśliny
I zobaczyłem sprawcę
rumieńca -
Młodzieńca.
I znów panienka, jako
przed rokiem,
Choć siedzę, czekam, nie
rzuci okiem;
Lecz już nie kotek tym
razem winny:
Kto inny...
Kto inny śpiące zbudził
serduszko
I szepta teraz miłośnie w
uszko...
Ha, szkoda! późno
przyszedłem trocha:
Już kocha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz