Andrly Markiv
|
Miła
moja, kochana. Taki to mroczny czas.
Ciemna
noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd,
po
której drzew upiory wydarte ziemi – drżą.
Smutne
nieba nad nami, jak krzyż złamanych rąk.
Głowy
dudnią po ziemi, noce schodzą do dnia,
dni
do nocy odchodzą, nie łodzie – trumny rodzą,
w
świat grobami odchodzą, odchodzi czas we snach.
A
serca – tak ich mało, a usta – tyle ich.
My
sami – tacy mali, krok jeszcze – przejdziem w mit.
My
sami – takie chmurki u skrzyżowania dróg,
gdzie
armaty stuleci i krzyż, a na nim Bóg.
Te
sznury, czy z szubienic? długie, na końcu dzwon
to
chyba dzwon przestrzeni. I taka słabość rąk.
I
ulatuje – słyszę – ta moc jak piasek w szkle
zegarów
starodawnych. Budzimy się we śnie
bez
głosu i bez mocy i słychać, dudni sznur
okutych
maszyn burzy. Niebo krwawe, do róży
podobne
– leży na nas jak pokolenia gór.
I
płynie mrok. Jest cisza. Łamanych czaszek trzask;
i
wiatr zahuczy czasem, i wiek przywali głazem.
Nie
stanie naszych serc. Taki to mroczny czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz