Henry John Veend
|
Stare domy pachną jak
stare wino,
ale i jak cynamon,
kminek i tymianek
a trochę pelargonią i
fuksjami w oknach.
I zostaną zapachy po
ugaszonych pożarach,
po powodziach,
których wody dawno opadły
tak jak nie ulatnia
się słona woń łez.
Stare domy pachną
niedzielną kawą
z babką i ploteczką
nie zawsze niewinną,
ale i jabłkami na
szafach i kontuszówką,
dymem wirginek, cygar
i starych fajek,
wystygłych nad
książką i nad zbiorami znaczków,
nad kwadratami
szachownic, nad pakietami listów z młodości.
Stare domy pachną
kwaśną wonią mydlin
na mokrych schodach,
lecz i kurzem lat,
którego nigdy nie
zmyjesz. Ale i naftaliną
dwa razy w roku
wymienianą, chociaż dobrze wywietrzyli
futra, lisy, boa,
czapki, mufki,
nawet czamarę po
dziadku, która jeszcze dotąd molom się opiera.
Stare domy pachną
skamieniałymi różami
i pluszowymi albumami
fotografii,
żółtym liściem między
kartkami książki
– czy ktoś jeszcze
wie kiedy i dlaczego ktoś go tam włożył? –
kuframi z mumią
ślubnego bukietu,
pantofelkami, welonem
i trenem panny młodej.
Stare domy pachną
pożegnaniem,
jak chusteczki,
którymi machamy,
jak szkatułki, do
których chowamy
wszystko począwszy od
mlecznych zębów, po ślubne obrączki,
od kotylionów aż po
wycinki z gazet,
od pierwszych loczków
po ogłoszenie w czarnej ramce.
Stare domy pachną jak
stare wino,
które wessało słodycz
słońca i cierpkość centurii,
jak gałąź, co usycha
lecz wiosną liść wypuści
i pachnie nagrzaniem,
słońcem i pachnie cieniem,
wszystkim co kołysze,
obejmuje i dręczy.
I pachnie jak mary i
łoże oblubienicy.
W starych domach
ściany pachną starym winem.
I pachną śmiercią i
podołkiem matczynym.
przeł. Katarzyna
Boruń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz