ur. 19.XI.1881 we Lwowie, zm. 6.XI. 1942 w Krynicy-Zdroju
polski poeta, prozaik, dramatopisarz, bard Lwowa, laureat nagrody literackiej miasta Lwowa. Piewca Lwowskich Orląt.
Napisał wiersz poświęcony pamięci najmłodszego żołnierza Powstania Orląt Lwowskich 13-letniego Antosia Petrykiewicza, ucznia II klasy V Gimnazjum we Lwowie, który zmarł 16 stycznia 1919 roku w wyniku odniesionych ran w czasie obrony Persenkówki.
Antoś walczył w oddziale porucznika Romana Abrahama.
Jest do dziś najmłodszym kawalerem najwyższego polskiego odznaczenia wojskowego orderu Virtuti Militari. Został też uhonorowany pośmiertnie 3-krotnie Krzyżem Walecznych. Zwłoki bohatera złożono na Cmentarzu Obrońców Lwowa w katakumbach. Były otoczone należną czcią i opieką polskiej ludności aż do końca drugiej wojny światowej. Zwłoki młodocianego bohatera sprofanowali dopiero Sowieci. Za ich sprawą katakumby wymieciono z prochów pochowanych tutaj bohaterów, a pomieszczenia zamieniono na zakład kamieniarski.
Henryk Zbierzchowski pisał o nim:
W pamięci ten żołnierz mały,
Który bronił Lwów
Dla Polski Chwały:
Czapka większa od głowy,
Pod którą widać włos płowy
A na obszernym mundurze
Jak ze starszego brata
Na łacie łata,
Dziura na dziurze.
Musiał niestety ukochany Lwów opuścić gdyż był poszukiwany przez Niemców między innymi za słowa wiersza o oporze jaki stawi Polska gdy wkroczą doń Niemcy. Przeniósł się do Krynicy-Zdroju, gdzie zamieszkał w willi „Nemo” kupionej za pieniądze z nagrody literackiej miasta Lwowa.Przebywała tu z Nim żona i córka Izabella,
dołączyła wnuczka Krystyna, która wyemigrowała w latach późniejszych do Anglii,
jest lekarzem i przebywa tam do dziś.
(…)I nieraz pytam, dokąd mi iść, dokąd,
Gdy już widziałem tyle świata stolic
I ani uśmiech uwodzący Giocond,
Ni czar przedziwny nadmorskich okolic,
Ani Mont Blancu śnieżysty prostokąt,
Patrzący słońcu złocistemu do lic,
Nie był mi droższy, niż ty moje miasto,
Gdziem żył i szczęście swe dzielił z niewiastą.
I ani uśmiech uwodzący Giocond,
Ni czar przedziwny nadmorskich okolic,
Ani Mont Blancu śnieżysty prostokąt,
Patrzący słońcu złocistemu do lic,
Nie był mi droższy, niż ty moje miasto,
Gdziem żył i szczęście swe dzielił z niewiastą.
Więc jeśli kiedyś na gwiazd pójdę połów
I zamknie moje znużone powieki
Śmierć swoją dłonią tak zimną jak ołów,
Jeszcze zobaczę, jak obraz daleki,
Te białe wieże twych cudnych kościołów,
Jak wynurzają się z oparów rzeki
I jak się pławią w wieczornej godzinie
W bladym, przeczystym niebios seledynie…
I zamknie moje znużone powieki
Śmierć swoją dłonią tak zimną jak ołów,
Jeszcze zobaczę, jak obraz daleki,
Te białe wieże twych cudnych kościołów,
Jak wynurzają się z oparów rzeki
I jak się pławią w wieczornej godzinie
W bladym, przeczystym niebios seledynie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz