Karen Holmes |
Ale książki będą na
półkach, prawdziwe istoty,
Które zjawiły się raz, świeże, jeszcze wilgotne,
Niby lśniące kasztany pod drzewem w jesieni,
Które zjawiły się raz, świeże, jeszcze wilgotne,
Niby lśniące kasztany pod drzewem w jesieni,
I dotykane, pieszczone
trwać zaczęły
Mimo łun na horyzoncie, zamków wylatujących w powietrze,
Plemion w pochodzie, planet w ruchu.
Jesteśmy - mówiły, nawet kiedy
wydzierano z nich karty .
Albo litery zlizywał buzujący płomień,
Mimo łun na horyzoncie, zamków wylatujących w powietrze,
Plemion w pochodzie, planet w ruchu.
Jesteśmy - mówiły, nawet kiedy
wydzierano z nich karty .
Albo litery zlizywał buzujący płomień,
O ileż trwalsze od nas,
których ułomne ciepło
Stygnie razem z pamięcią, rozprasza się, ginie.
Stygnie razem z pamięcią, rozprasza się, ginie.
Wyobrażam sobie ziemię
kiedy mnie nie będzie
I nic, żadnego ubytku, dalej dziwowisko,
Suknie kobiet, mokry jaśmin, pieśń w dolinie. Ale książki będą na półkach, dobrze urodzone,
I nic, żadnego ubytku, dalej dziwowisko,
Suknie kobiet, mokry jaśmin, pieśń w dolinie. Ale książki będą na półkach, dobrze urodzone,
Z ludzi, choć też z jasności, wysokości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz