Na dolinie,
na zielonej,
Widzę w dali
wioskę małą,
Domek płotem
ogrodzony,
Na zakręcie
brzozę białą;
Do gościńca
droga długa,
Na niej lipy
i topole,
Poza
wzgórzem srebrna struga,
A za strugą
szczere pole.
Nawet
kwiatki takież prawie
Na pagórku,
na przydrożu
Dziki piołun
w bujnej trawie
I bławatki
rosną w zbożu.
Gdyby
jeszcze tam, na boku,
Krzyż się
chylił na rozstaju,
A dąb siwy u
potoku,
To bym
myślał, żem już w kraju.
Jaka cicha
szczęsna chatka,
Przy niej
matka, dziewcząt dwoje…
Czemuż to
nie moja matka?
Czemuż to
nie siostry moje?
Słońce
zaszło za lasami,
Lud wesoły
idzie z pracy,
Czemuż się
nie cieszę z wami?
Czemuż
wyście nie Polacy?
Ptak
powrócił w swoje gniazdo,
Zwinął
skrzydła utrudzone;
Chmurna
losów moich gwiazdo,
Gdzież mnie
wiedziesz, w którą stronę?
Płyńcie!
płyńcie, łzy tęschnoty,
Nieutulne
łzy tułacze,
Może jeśli
dzień przepłaczę,
Noc
przyniesie mi sen złoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz