Tasha Tudor |
Dopóki żyją nasze
matki, ciągle jesteśmy dziewczynkami.
Cóż z tego, że wielu
mężczyzn odeszło,
a nasze córki
podorastały?
Cóż z tego, że
przekwitły niebieskie hiacynty,
skoro hortensja stoi
w oszałamiającej bieli,
a kobiety na skwerze
sprzedają żółte tulipany?
Dopóki żyją nasze
matki, żyją także nasze dziecięce marzenia.
Wsiadamy na brzęczące
jak ważki rowery:
czerwone, niebieskie,
pomarańczowe,
a czas rozpięty na
srebrnych szprychach
niby mija kolejne
ulice, ale sam siebie nie mija.
Więc jedziemy do
parku popatrzeć na seledynowe drzewa,
karmimy kaczki,
kupujemy karnet na pływalnię,
śnimy o morzu i o
bezkresnych plażach,
wysokich górach, aby
wejść na nie i tam,
w niewyobrażalnej
ciszy, rozmawiać z Duchem Świata.
Możemy robić to
wszystko, dopóki żyją nasze matki.
Nieważne, że ciężko
im wejść po schodach,
łzawią im oczy i
zawstydzone oddają nam
nieprzeczytane książki.
To wszystko nas nie dotyczy.
Kupujemy im okulary,
bawimy się barwą oprawek
i kształtem szkieł.
Wozimy je do lekarza i czujemy strach
i urazę, że lekarstwa
przestają pomagać.
Dlaczego je boli,
dlaczego tak bardzo siebie bolą,
swoją starość, swoją niesprawność,
swój lęk?
Usypiamy spokojne i
budzimy się ufne,
dopóki żyją nasze
matki.
2
kwietnia 2008
1 komentarz:
mklodertg malwina
Prześlij komentarz