Julian Tuwim - EWA
|
Daniel Gerhartz |
Zaczęło się to dawno,
dawno,
Najdawniej jak pamięć
sięga,
Tam, skąd bierze początek
Rodzaju ludzkiego księga.
Pod modrym niebem, w
cudnym ogrodzie,
Pod słynnym drzewem, w
przewiewnym chłodzie,
Pierwszą wiosną, w
pierwszym maju,
Zresztą każdy o tym wie:
Kiedy Adam mieszkał w raju
Bardzo często nudził się,
Spać tam było we zwyczaju,
Więc spoczywał w błogim
śnie...
Dalszy ciąg każdy sam
sobie dośpiewa.
Słowem: EWA.
I zaraz potem zerwała owoc
z drzewa, co nęcił wonią
i blaskiem świecił. Ach,
przypadła doń pożądliwymi usty:
Patrz Genezis, rozdział
trzeci, ustęp szósty:
Widząc tedy niewiasta, iż
dobre drzewo ku jedzeniu, a iż
było wdzięczne ust
wejrzeniu a pożądliwe drzewo, dla
nabycia umiejętności
wzięła z owocu jego i jadła, i dała
też mężowi swemu, który z
nią był i on też jadł.
Od grzechu zaczął się jej
świat,
A że Pan Bóg ją stworzył,
a szatan opętał,
Jest więc odtąd na wieki i
grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna, i
dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i
uśmiech i łza,
I gołąb i żmija, i piołun
i miód,
I anioł i demon, i upiór i
cud,
I szczyt nad chmurami, i
przepaść bez dna,
Początek i koniec -
kobieta, acha!
Luli, mój syneczku, luli,
luli,
Matka cię do piersi tuli,
tuli,
Choćbyś nawet cały świat
przemierzył,
Choćbyś nawet bezmiar
szczęścia przeżył,
Nikt ci nie zaśpiewa
czulej: luli,
Luli, mój syneczku, luli,
luli.
Lu ją w mordę, a co,
psiamać,
To ty mi będziesz gościa
brać!
A ja tu chodzę cały rok,
A ty przychodzisz,
szarpana w bok,
I szkandał robisz na cały
róg,
Rozkwaszę mordę, skarz
mnie Bóg!
Bujać mnie będzie! Ja ci
pobujam!
Policja! Na pomoc! Gwałtu!
Mordujom!
Gdyby nie ty, nie
świeciłyby gwiazdy na niebie,
Gdyby nie ty, nie
pachniałyby kwiaty na wiosnę,
A z moich ust wykwitają
jedynie dla ciebie
Te słowa najsłodsze...
miłosne.
Jeśli nie ty, nikt mnie
inny w ramionach nie zawrze,
Jeśli nie ty, to kto
spełni upojne me sny?
Przytul mnie, weź! Będę
kochać jak nigdy, bo zawsze,
Bo wszystko na świecie -
to Ty, to Ty!
Hallo? To ty, Stasiu? Będę
mogła... Tak. Idzie. Ja też.
Co? Nie, nie! Nigdy przed
północą nie wraca. Co? Ach, ty
świntuszku. No, dobrze,
dobrze. Że co? Sumienie? No,
jeszcze trochę dokucza. Ja
go doprawdy bardzo kochałam.
Zdawało mi się, że to moja
pierwsza i ostatnia miłość.
Zdawało mi się, że gdyby
nie on, nie świeciłyby gwiazdy
na niebie... Ale od czasu
jak ciebie zobaczyłam, cicho...
Muszę przerwać rozmowę.
Więc o siódmej. Całuję...
Od pokus i grzechów świata
W cichym zamknięta
klasztorze
Ręce w modlitwie splatam,
Klęczę przed tobą w
pokorze,
Umartwiam grzeszne ciało
Postem surowym i biciem,
Ale to wszystko mało
Przed twym obliczem.
Wczoraj ptak, zwiastun
wiosny,
Wpadł do samotnej mej
celi,
Niech mi wybaczą tę chwilę
radości
Twoi anieli...
Chodzi o to, proszę pani,
żeby sukienka była prosta,
najprostsza, ale szalenie
dystyngowana. I ta dystynkcja
ma być właśnie w
prostocie. Ta prostota w dystynkcji.
Chodzi o zwykłą, wizytową
sukienkę. Z przodu zupełnie
gładko, tylko tutaj pani
troszeczkę sfałduje, ale ledwo,
ledwo... Żeby było widać i
jednocześnie żeby nie
było widać. Z boku pliska,
tutaj zmarszczona, tutaj
podniesiona, tutaj
opuszczona, tutaj fałda, tu rozcięta,
tu zamknięta, tu upięta:
rękaw z pampelotką, tu mereżka,
tu walensjenka, tu
guziczki, tu entliczki, tu pentliczki,
kołnierzyczek biały w
ząbki, w trąbki, w pompki... Pani
wie. Jak najprościej, a co
do wstążeczki, to jest
w "Maison
Chiffon" - sama kupię, a zresztą niech pani
kupi, metr: złoty
dziewięćdziesiąt...
91, 92, 93, 94, 95, 96...
Tętno 96, no to już lepiej...
A temperatura? Sama
zobaczę: 38,8. Świetnie. Wczoraj
o tej porze było blisko
40. Wszystko będzie dobrze,
droga pani, niech pani nie
płacze.... A teraz proszę wziąć
lekarstwo i spać... spać.
Prężąc biodra i piersi
bezwstydnie,
Błyskiem oczu noc ciemną
rozwidnię,
I upałem rozkosznej
pieszczoty
Wzniecę pożar czerwony we
krwi.
Ośmiornicą oplotę
kochanka,
Tajemnicą upoję do ranka,
Kto raz wpadnie w te
straszne oploty,
W tym się żądza na zawsze
tli.
A że Pan Bóg ją stworzył,
a szatan opętał,
Jest więc odtąd na wieki i
grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna, i
dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i
uśmiech i łza...
I anioł i demon, i upiór i
cud,
I szczyt nad chmurami, i
przepaść bez dna.
Początek i koniec -
kobieta - to ja.
1934
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz