Kornel Filipowicz –nieżyjący od 28 lat polski powieściopisarz, poeta, autor 37 książek, prawie nieznany szerokiemu gronu czytelników, bardziej kojarzy się jako towarzysz życia Wisławy Szymborskiej. Zyskał sobie opinię człowieka wyjątkowo prawego i szlachetnego.
Jeden z jego znanych wierszy:
Świętość
Nie można być świętym
W całości od stóp do głów
Od rana do wieczora
Codziennie co godzina co chwila
To nie miałoby sensu
Byłoby śmieszne
Nie mówiąc już o tym
Że w dzisiejszych czasach
Nieosiągalne
ale
W mroku pogrążonemu
Zaszczutemu zajętemu sprawami
Mojego żołądka i skóry
Moich rąk i nóg
Jeśli czasem
Raz na tydzień
Raz na rok
Choć na chwilę
Przestanę myśleć tylko o sobie
I poczuję że jestem komuś potrzebny
Że stać mnie na to
Aby w czyjejś obronie
Być odważnym i bezinteresownym
To jakby odblask światła
Którego źródło jest mi nie znane
I niewidoczne
To jakby iskra albo promień
Który nagle przebił ciemność
Dotknął jakiegoś miejsca we mnie
I sprawił że zaświeciło
i całego mnie na chwilę rozjaśniło
Szkoda tylko
Że to tak krótko trwało
Że tak szybko zgasło.
Od 1969 roku do śmierci był związany z Wisławą (nie łączył ich jednak nigdy związek małżeński ani wspólne mieszkanie).
Po jego śmierci Szymborska napisała m.in. znany nam wszystkim wiersz, szczególnie przeze mnie lubiany -
"Kot w pustym mieszkaniu," którego nigdy nie czyta na wieczorach.....
Jego związek z Wisławą Szymborską trwał ponad 20 lat.
Mizia - autentyczna kotka Kornela Filipowicza na kolanach Wisławy Szymborskiej:
Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf sie zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
2 komentarze:
Kocham ten wiersz i boję się,bo mam dwa koty,a wiek seniorski
witam Cię Elizko.... to jest również mój najukochańszy wiersz, choć nie mam kota.... co nie znaczy, że kiedyś nie miałam, Gdy zaginął długo mi się śnił, że szuka domu.
Jestem jak może zauważyłaś w nowym blogu.... Mój pierwszy dziesięcioletni "Świat poezji " Onet tak jak wszystkim swoim blogowiczom zlikwidował, a miałam tam liczne grono stałych czytelników, prawie milion wejść.... już ich nie odzyskam, zresztą obecny zdążyłam polubić i prowadzę go głównie dla siebie..... Byłam dziś u Ciebie i nie mogę wyjść z podziwu. Widać, że nie prowadzisz swojego blogu jak ja dla siebie, tylko dla innych. Pozdrawiam serdecznie....ucieszyły mnie Twoje odwiedziny. Kocham chyba bardziej od kotów - psy... po odejściu mojej ukochanej suczki Wiki.... niestety ponieważ jestem też seniorką nie odważyłam się na adopcję następnego pieska.
Prześlij komentarz