piątek, 2 marca 2018
Halina Birenbaum - żydowska poetka ocalona z holocaustu wspomina:
Alte Zachen
nadjechało nowe niebieskie auto
przez głośnik wołanie:
„Alte zachen!” Alte Zachen!”
obcy akcent żydowskich słów
inny towar...
byłam małą dziewczynką gdy
lubiłam przypatrywać się takim handlarzom
przez okno naszego mieszkania w Warszawie
- chodzili po podwórkach
biedni pochyleni – gruby wór na plecach
śpiewali, błagali:
„Alte zachen! Alte szyjech!”
„Alte brojt! Alte chale!”
„Stare rzeczy kupuję! Stare buty
stary chleb! starą chałkę!”
chodzili z domu do domu, z podwórka
na podwórko –
dawali grosze dostawali grosze
zimą latem – dźwigali swe wory swą
biedę, mozolny trud
i śpiewali soczystym żydowskim językiem
„Alte zachen” kupuję „alte szyjech, alte brojt!”...
również w getcie ale tam daremnie
nastawiali czapki wyciągali ręce
wyczekiwali
może coś zrzuci ktoś z okien
wszystkich zgładzono –
ich wołanie jednak unosi się dalej
w martwym języku żydowskim
(nie przez znawcę jidisz)
sprawne auto z głośnikiem przejeżdża ulicą
i wołanie: „kupuję starzyznę – alte zachen, alte zachen”...
dziwne nowoczesnym sposobem
a jednak podobne
do handlarza z workiem
którego widziałam przez okno domu
w dzieciństwie
w Warszawie biednych Żydów
tak daleko – tak dawno...
Halina Birenbaum
Bardzo często poezja odświeża nam przeżycia z odległych lat.
Mam podobne wspomnienia jak Halina Birenbaum, też w Warszawie tylko w innym domu, na innej ulicy.....pamiętam siebie, małą dziewczynkę przypatrująca się przez okno śpiewakom, muzykantom, handlarzom żydowskim na podwórku, i babcię oddającą im do ostrzenia noże.
/ to było to podwórko i ten dom, spalony w powstaniu, odbudowany po wojnie/
Jest jeszcze jeden wiersz, o podobnej jak powyższa tematyce, który zawsze budzi we mnie pewne smutne wspomnienie z czasów okupacji niemieckiej i istniejącego już wtedy getta.
To wiersz :
Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego -
Dziecko żydowskie
"Widziałem taki balkon, w kwietniu, w słońcu,
w takim słońcu, że aż się oczy mrużą;
gdy wiatry z pól zbyt pełne woni są;
gdy ptaków i kwiatów jest tak dużo.
Na tym balkonie, kiedy nań blask naszedł
i wszystkie wonie jak miotłą przepłoszył,
jeden posępny cień został jednakże
i miał zielone oczy.
Była to dziewuszka, której dzieje
opisać można by w niejednym tomie.
Jej teraz dobrze jest. Lecz jeszcze się nie śmieje.
I często krzyczy nocą od złych wspomnień.
Żydowskie dziecko. Kwiat, co rósł w sekrecie.
Świerszczyk ukryty w szparze. A rodzice
i stara babka, wszystko padło w getcie,
oświetlone ogniem i księżycem.
Dzisiaj jest dobrze, prawda, moje dziecko?
Kwiaty znów pachną. Gwiazdy znów migocą.
Ale ja także znam kolczasty drut i noc niemiecką
i czasem też krzyczę nocą."
Dziewczynka o której pisze Ildefons Gałczyński przypomina mi ośmio, może dziewięcioletnią żydóweczkę Lodzię, pukającą cicho do drzwi mieszkańców naszego domu z nadzieją, że zostanie nakarmiona, a może przyjęta na stałe. Pamiętam ją jak dzisiaj, siedzącą przy stole nad talerzem zupy i dodatkowo wynoszącą przygotowaną przez babcię paczkę z jedzeniem. Nie było w domu mieszkania zamkniętego przed nią przez mieszkańców.
Nawet od policjanta mieszkającego na parterze wychodziła z zapasem żywności dla rodziny, a może rodzeństwa w getcie.
Niestety nie wiem jakie były dalsze losy Lodzi. Po jakimś czasie przestała nas odwiedzać. Czy przeżyła? Mam nadzieję, że tak, że znalazła stałe miejsce, gdzie ją przechowano, że słowa z wiersza poety -
-"Dzisiaj jest dobrze, prawda, moje dziecko? Kwiaty znów
pachną. Gwiazdy znów migocą."- były aktualne również i dla niej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz