Czesław Miłosz
Oczy
Szanowne moje oczy, nie
najlepiej z wami.
Dostaję od was rysunek
nieostrym,
A jeżeli kolor, to przymglony.
A byłyście wy sforą królewskich
ogarów,
Z którymi wyruszałem niegdyś o
poranku.
Chwytliwe moje oczy, dużoście
widziały
Krajów i miast, wysp i oceanów.
Razem witaliśmy ogromne wschody
słońca,
Kiedy szeroki oddech przyzywał do
biegu
Po ścieżkach, na których
podsychała rosa.
Teraz coście widziały, schowane
jest we mnie
I przemienione w pamięć albo
sny.
Oddalam się powoli od jarmarku
świata
I zauważam w sobie jakby niechęć
Do małpowatych strojów,
wrzasków, bicia w bębny.
Co za ulga. Sam na sam, z moim
rozmyślaniem
O zasadniczym podobieństwie
ludzi
I o drobnym ziarnie ich
niepodobieństwa.
Bez oczu, zapatrzony w jeden
jasny punkt,
Który rozszerza się i mnie
ogarnia.
22.VII.2001.
Flamanco dance
Trwałość
To było w dużym
mieście,
mniejsza z tym
jakiego kraju, jakiego języka.
Dawno temu
(błogosławiony niech będzie dar
Wysnuwania opowieści
z drobiazgu
Na ulicy, w aucie -
zapisuję żeby nie zgubić).
Może nie drobiazg, bo
tłumna nocna kawiarnia,
W której występowała
co wieczór sławna pieśniarka.
Siedziałem z innymi w
dymie, w brzęku szklanic.
Krawaty, oficerskie
mundury, dekolty kobiet,
Dzika muzyka
tamtejszego, pewnie z gór, folkloru.
I ten śpiew, jej
gardło, pulsująca łodyga,
Nie zapomniana przez
tak długie lata,
Ruch taneczny, czerń
jej włosów, biel jej skóry,
Wyobrażenie zapachu
jej perfum.
Czego nauczyłem się,
co poznałem?
Państwa, obyczaje,
żywoty, minione.
Żadnego śladu po niej
i tamtej kawiarni.
I tylko cień jej ze mną,
kruchość, piękno, zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz